Sweter w renifery i przypalony makowiec...
5 lat temu, gdy szykowałam domowy makaron na święta, niemal podpaliłam kuchnię.
Rok temu w glorii i chwale na świąteczny stół wjechała gęś pieczona… razem z woreczkiem foliowym i podrobami w środku.
Trzy głębokie oddechy, szybka myśl “epickich świąt nie będzie”, bo choć reszta wyszła super, to wiecie – jak w tym dowcipie – niesmak pozostał.
A i fajerwerki jakby przycichły.
W jakim miejscu przedświątecznej szarży teraz jesteś?
Może właśnie wysypał Ci się dostawca ryb, z choinki opadły nie-wiedzieć-czemu igły, albo właśnie przewrócił ją kot, tłukąc wszystkie bombki,
a makowiec, który pięknie wyglądał po wyjęciu z piekarnika, po ukrojeniu pierwszego kawałka zaczął pękać i się rozsypywać.
Ręce opadają, sił brakuje, więc siadasz na chwilę, by odpocząć. Skrolujesz fejsbuka lub instagrama i …bardzo szybko chcesz zamknąć powieki i wymazać z głowy to, co tam zobaczyłaś.
Bardzo szybko chcesz wrócić do swojego świata, z nieidealnym makowcem i choinką bez igieł, ale bez pamięci o tym, co dociera do Ciebie ze świata innych, świata przedstawionego w social mediach.
Kolorowy #ChristmastTime, wypełniony szczęśliwością i pięknem, jak z reklamy Apartu.
Widzisz te magiczne, “przypadkiem” zatrzymane, cudowne chwile. Te momenty, kiedy wszyscy się uśmiechają, a ze zdjęć wyglądają idealnie dobrane swetry w renifery i choinki o kształtach skrojonych na miarę, jak na amerykańskich filmach (no, może brakuje tylko czerwonych, mikołajowych skarpet wiszących przy kominku i lukrowanych lasek, ale szanujmy się, w końcu w Polsce jesteśmy).
I niemal dociera do Ciebie zapach pierników i uczucie miękkości ciepłego koca, którym otulona jest twoja koleżanka lub influencerka, którą obserwujesz.
Widzisz to, czujesz i ogarnia Cię jeszcze większy smutek.
Nie zazdrość, że ona tak ma, a Ty nie.
Nie chęć zawłaszczenia, zabrania komuś jego szczęścia.
A zwyczajna, ludzka potrzeba, doznania swojej własnej szczęśliwości.
Na swoim własnym poletku życia.
Na swoim własnym kawałku przestrzeni.
Ze swoją krzywą, tudzież bezigłową choinką i rozpadającym się makowcem, czy przypalonym sernikiem.
Znasz to? To ukłucie, kiedy patrzysz na roześmiane na zdjęciach twarze, i wydaje Ci się, że wszyscy żyją w jakimś @##%$# Disnaylandzie, a tylko dla Ciebie zabrakło biletów?
To wrażenie, że tylko Ty stoisz za płotem spoglądając na bawiące się w lunaparku dzieci. Że tylko Ty masz przyklejony nos do witryny cukierni i musisz wyobrażać sobie, jak smakują pączki.
Bo Twoje święta wcale nie wyglądają tak kolorowo.
Bo jesteś zmęczona nadmiarem obowiązków, bo praca daje w kość, a w domu nie ma chętnych do pomocy w świątecznych porządkach. Bo doba ma tylko 24 godziny, a Ty tylko dwie ręce.
Bo każdy chce coś, żeby poczuć te święta – ten musi mieć uszka z grzybami, a inny śledzie po kaszubsku, choć będzie to już czwarty rodzaj śledzi na stole i doskonale wiesz, że już w pierwszy dzień świąt pojawi się pytanie “co z resztą tego jedzenia zrobić?”
Bo choć kochasz swoich bliskich, to przygniata Cię, kiedy coś “musisz, powinnaś, wypada”, a w Twoim środku coś cichutko postękuje
“ja już tak nie chcę, ja potrzebuję wrócić do siebie, do swojego JA”.
Bo choć jesteś świadoma siebie i swoich potrzeb, to tak to wszystko się jakoś przez lata poukładało, że trudno wygrzebać się z tych wszystkich powinności i “wypada/nie wypada”.
Albo zwyczajnie, właśnie tuż przed świętami, wysypało Ci się życie.
Zmarł Ci ktoś bliski, dowiedziałaś się, że nie możesz mieć dzieci, albo mąż postanowił Cię właśnie teraz zostawić. Moment dobry jak każdy inny.
Tak czy siak… choinki nie będzie.
Nie mam czarodziejskiej różdżki mindfulnessowej, która sprawia, że pojawia się w naszym życiu szczęście i dobrobyt.
Nie mam też recepty na gniew po odejściu bliskiej osoby, uczucie żalu, czy zwykłą wewnętrzną złość.
To, co mam i czym się dzielę to moja uwaga i wspólne docieranie do pokładów Twojej uwagi, których może jeszcze nie odkryłaś.
To słyszenie, a nie tylko słuchanie tego co mówisz.
To szukanie Twojego ja i Twojej bliskości z samą sobą.
To nauka bycia przy sobie.
Bez względu na to, czy najbliższe święta będą jak z kolorowych magazynów, czy też takie Twoje, ludzkie, normalne.
Z problemami, odrobiną złości zmieszaną z radością, z błędami kulinarnymi i może nie w takim, jak zawsze komplecie.
Ale w zgodzie ze sobą.
I przy sobie.
Dla mnie – to cenniejsze,
niż idealne zdjęcia w swetrze z reniferem.
_______
Bycia przy sobie i odkrywania jak wiele możemy sami ze swojego wnętrza czerpać – życzę Wam wszystkim, nie tylko na święta
*** *** ***